Logo pl.masculineguide.com

Powrót Do Klasycznych Albumów: Herbie Hancock's Head Hunters To Heady Jazz For The Masses

Powrót Do Klasycznych Albumów: Herbie Hancock's Head Hunters To Heady Jazz For The Masses
Powrót Do Klasycznych Albumów: Herbie Hancock's Head Hunters To Heady Jazz For The Masses

Wideo: Powrót Do Klasycznych Albumów: Herbie Hancock's Head Hunters To Heady Jazz For The Masses

Wideo: Powrót Do Klasycznych Albumów: Herbie Hancock's Head Hunters To Heady Jazz For The Masses
Wideo: Head Hunters | Herbie Hancock | 1973 | Full Album 2024, Może
Anonim
Image
Image

Po raz pierwszy usłyszałem Head Hunters w całości na drugim roku college'u w ramach kursu historii jazzu. Koncepcja słuchania nagrania od początku do końca, bez dyskusji i uzyskiwania zaliczenia w trakcie tego procesu, była wystarczająco intrygująca. Było dużo przed ósmą rano, a album wciąż szarpał mi umysł. Słyszę go od tamtej pory i, jak każda dobra kompozycja artystyczna, Head Hunters dostarcza coś nowego z każdym obrotem.

Wydany pod koniec 1973 roku album był 12. studyjnym nakładem już istniejącego Hancocka. Urodzony w Chicago muzyk właśnie zakończył trio albumów (często nazywanych jego erą „Mwandishi”), które były szczególnie napędzane improwizacją. Chciał odrodzić się w muzyce, pozostawiając bardziej kosmiczne jazzowe dźwięki, z których stał się sławny, na rzecz czegoś bardziej ugruntowanego; pierwotny nawet.

Image
Image

Dla kontekstu był to zajęty muzyczny erof gitarowych bogów i ludowych kowali. O potęgach R&B, takich jak Marvin Gaye, i legendach funku, takich jak Stevie Wonder i Sly & the Family Stone. Jazz stawał się jeszcze bardziej odległy, dzięki nowym efektom i instrumentacjom, a także zbiorowej mentalnej chęci ucieczki. W końcu Nixon wykazywał oczywiste oznaki nikczemności i pozornie niekończącej się wojny w Wietnamie.

W San Francisco Hancock zebrał niezwykle utalentowany sekstet na album, wprowadzając kilka nowych twarzy. Postanowił w dużej mierze zastąpić gitarę clavinetem i podłączyć utalentowaną sekcję rytmiczną. Hancock przez cały czas steruje klawiszami syntezatora, przenosząc cztery dynamiczne utwory z płyty w miejsca, do których rzadko trafiają całe albumy koncepcyjne składające się z ponad dziesięciu utworów. Dialog jego kluczy jest elokwentny i rzeczowy, od początku do końca. Gdyby główny wokalista będący właścicielem sceny kiedykolwiek przybrał kształt i brzmienie pianina elektrycznego, to byłoby to.

Otwierający utwór „Chameleon” zawiera jedną z najlepszych linii basu. To jeden z wielu kolosalnych haczyków na płycie, łączący się w istotny temat - że mocny jazz może być prezentowany masom, ociekając niezliczonymi punktami wejścia. Ten haczyk tworzy kręgosłup niesamowitej, wypełnionej groovem piosenki, która już po pięciu minutach prześciga się olśniewającą improwizacją i subtelnymi zmianami tonacji. Pierwsza połowa utworu, przywiązana do funky core riffu, ale dalekowzroczna w swym dźwiękowym meandrze, przypomina czarujące dzikie zwierzę na smyczy wystarczająco długo, aby uzyskać dobry sprint.

Druga połowa utworu to salonowe złoto, z migoczącymi klawiszami, niespokojną perkusją i bogatymi elementami symfonicznymi. Rowek wciąż tam jest, ale wyparował. Rdzeń rytmu stał się płynny, brodząc w płynnym jazzie, funku i małych hitach klasycznej eksperymentalnej muzyki kameralnej, by ponownie pojawić się tuż przed końcem utworu, aby przypomnieć o jego całkowitej dominacji.

„Watermelon Man” otwiera się legendarną linią zespołu dzbanów. Kolega z zespołu Bill Simmers dmucha w butelkę piwa, próbując naśladować tradycyjne dźwięki z Zairu (w szczególności muzykę pigmejską). Zwróć uwagę na gęstość sekcji rytmicznej, gdy spada, figlarność klawiszy Hancocka i wiele rogów, które nonszalancko unoszą się w utworze i poza nim. Instrumentację porównano do perkusyjnego charakteru afrykańskiego kręgu bębnów, w którym każdy z osobna gra swoją własną, odrębną rolę. I podobnie jak piosenka otwierająca, utwór jest zakończony niesamowicie odurzającym rytmem.

Następnie album wyraźnie wypuszcza powietrze. Utwór „Sly” jest dedykowany samemu mężczyźnie, pasując do tego, że Hancock staje się funkowy i gitarowy z wieloma jego wtrąceniami. uduchowiona sekcja dęta pulsuje do błyskawicznych rąk perkusisty Harveya Masona. Czasami brzmi to jak hymn funk-rockowy poruszający się z niesamowitą prędkością. Zgodnie z tematem albumu, odkrywcze solówki są innowacyjne, ale wszystko opiera się na niezwykle rytmicznej podstawie. Zespół brzmi, wyginając swoje indywidualne kotlety w zwariowane frazy.

Album kończy się „Vein Melter”, pełnym napięcia kawałkiem, który flirtuje zarówno z porządkiem, jak i nieporządkiem. Jest wyrafinowane, militarne szuranie bębnów obok trzepoczących klawiszy Hancocka. Fale dźwięku w tle, często prowadzone przez klarnet basowy, mają kinową jakość. Gdyby Fantasivignette ustawiono w kawiarni na świeżym powietrzu na jakiejś pustynnej równinie, byłaby to ścieżka dźwiękowa. Wkrótce po prostu przestaje oddychać, a kilka ostatnich uderzeń perkusji oznacza koniec.

Head Hunters był później samplowany przez wszystkich z Beck i Madonnto George'a Michaela, Coolio i nie tylko. To pierwszy album jazzowy, który otrzymał platynę i został uznany przez Bibliotekę Kongresu i National Recording Registry ze względu na liczne walory kulturowe. I jest powszechnie i zasłużenie okrzyknięty znakiem wodnym w innowacyjnej dziedzinie jazz fusion, coś, co praktycznie zdefiniował Hancock.

Zakręć i zgub się na 42 minuty.

Zalecana: